sobota, 8 marca 2014

Relacja z warsztatów 1-stopnia - Warszawa 2013

W semestrze jesiennym 2013, w naszej warszawskiej pracowni “Droga Ikony”, miały miejsce kolejne warsztaty podstawowe (1-stopnia), wprowadzające w ducha i tradycyjną technikę pisania ikony. Ich tematem było przedstawienie Oblicza Chrystusa, w wersji Mandylionu oraz Oblicza właściwego ikonom Chrystusa Pantokratora. W zajęciach, prowadzonych przez Urszulę Żakowską, wzięło 10 osób, które przybywały na sobotnie spotkania nie tylko z Warszawy i okolic, ale również z odległych zakątków wschodniej i zachodniej Polski.

Prowadząca z Uczestnikami warsztatów ikonopisania 1-stopnia

Poniżej dzielimy się świadectwami dwojga uczestników, ich pierwszego lecz nie ostatniego - mamy nadzieję - spotkania z ikonopisaniem.

Na warsztaty trafiłam przypadkiem - chrzestna poprosiła mnie o napisanie ikony na swoją rocznicę ślubów zakonnych a ja nie miałam o tym pojęcia - więc zaczęłam szukać. Chociaż z łatwością posługuję się olejem i akwarelami, tutaj wszystko było dla mnie nowe. Technika okazała się trudna a jej opanowanie w dalszym ciągu wymaga ode mnie sporo pracy i cierpliwości - tutaj nie można iść na skróty, wszystko ma swoją kolejność i znaczenie. Dużo dało to, że zajęcia były rozciągnięte w czasie - dało to dużo miejsca na pracę własną i doskonalenie techniki między zajęciami.



Na początku podchodziłam do kursu jak do każdej nowej umiejętności, ale z czasem narastało we mnie przeświadczenie, że obcuję z czym większym, ważniejszym niż zwykłe świeckie malarstwo. To nie tylko “ładny obrazek” ale prawdziwe Oblicze Boga jest “przenoszone” na deskę. Najpierw uderzył mnie fakt, że według Katechizmu poznanie Boga w ikonie jest równe poznaniu przez Pismio Święte. Potem były slajdy pokazujące, że proporcje twarzy Jezusa na ikonach (powstających w różnych miejscach świata) i tej odbitej na całunie są IDENTYCZNE. A więc malujemy prawdziwą twarz Jezusa - takiego, jaki był. Spotykamy się z Nim. Nie można przez tyle wieków tak wiernie oddawać wizerunku Chrystusa bez specjalnej łaski od Boga - i my malując swoje małe ikony też tę łaskę otrzymujemy. Ta świadomość całkowicie zmieniła moje podejście i stosunek do malowania ikon.


 
 
Nasza grupa warsztatowa była bardzo zróżnicowana pod względem umiejętności plastycznych i wiedzy - od ludzi z wyższym wykształceniem plastycznym po takich, którzy ostatnie zajęcia plastyczne mieli w podstawówce. Niektórzy stykali się z ikonami zawodowo lub posiadali dużą wiedzę na ten temat, inni z kolei (jak ja) nie wiedzieli o nich zasadniczo nic i wszystkiego musieli się uczyć od podstaw. I co się okazało? Na koniec każda ikona była piękna. Każda - nikt nie rozpoznałby, która należy do człowieka po ASP a która do kogoś, kto z plastyką niewiele miał wspólnego. To dla mnie kolejne potwierdzenie łaski, która towarzyszy wszystkim chcącym malować (pisać) ikony. Bo one są "nie ludzką ręką uczynione" -niegdyś i dziś dzieje się to samo, innego wytłumaczenia nie widzę.

Po tych zajęciach podstawowych wiem, że całkowicie wsiąkłam w malowanie ikon. Mam niestety ciągle bardzo małą wiedzę i duże braki w warsztacie. Ale to dopiero początek drogi... Drogi Ikony - dla mnie :) (Agnieszka)
 


*  *  *

Odkąd pamiętam, każde miejsce w którym mogłem oglądać ikony wzbudzało we mnie wielkie emocje a sam kontakt z ikoną wywoływał uczucia które trudno mi opisać słowami. Od dłuższego czasu wzmagało we mnie zaciekawienie, podsycane literaturą na temat teologii ikony i dawnej techniki temperowej. Coraz częściej zastanawiałem się jak to naprawdę jest z tym “pisaniem ikon”. Czy faktycznie wymaga ono jakiegoś szczególnego podejścia czy formacji duchowej? Czy może jest po prostu jedną z wielu dobrze zachowanych technik malarskich kultywowanych do dnia dzisiejszego, według ściśle określonych zasad technologicznych. To i wiele innych pytań nasunęło mi się przed pierwszymi zajęciami z warsztatów podstawowych w pracowni “Droga Ikony”.

To co się wydarzyło później, tylko w małym stopniu jest opisywalne środkami werbalnymi. Pierwsze próby rysunkowe poszły jeszcze jako tako, ale już podczas zapoznawania się z geometrią szkicu ikony i jej zasadami zaczynałem rozumieć, że każdy następny, najdrobniejszy element ma swoje miejsce i uzasadnienie w dalszej pracy. Mało tego, ma on również znaczenie teologiczne, które trzeba poznać i zrozumieć. Od strony technicznej każda kolejna faza pracy najczęściej kończyła się poprawkami, jeśli była realizowana w zamyśleniu lub w chwilowym oderwaniu od rzeczywistości. To więc tak jak w rozmowie z Bogiem - potrzebna jest stała uwaga i skupienie, bo słowa modlitwy wypowiadane bez świadomości ich znaczenia i uwagi nie mają przecież tej samej mocy co modlitwa świadoma i uważna.
 
    
Z moich obserwacji wynika, że zarówno dla osób, które od czasów szkolnych nie miały doświadczeń rysunkowych czy malarskich, jak i dla osób które takie doświadczenia miewały częściej, na każdym kroku podążania ku ikonie pojawiała się wątpliwość “czy dam radę dalej?” i “czy to w ogóle jest dla mnie?”. Powodów tego było wiele. Chociażby podstawowe, techniczne - znaleźć odpowiednią gęstość farby. Każdy pigment inaczej się zachowuje w spoiwie, inaczej kryje i potrzebuje innej jego ilości do otrzymania konkretnej gęstości i transparentności farby. Czasem natomiast ludzkie - jak cierpliwość i kontrolowanie nabytego w codzienności pośpiechu, który zamiast wspomagać, wyraźnie opóźniał czy wręcz podwajał wkładaną w ikonę pracę. Każda kolejna warstwa malatury to mnóstwo nowych doświadczeń. Także mnóstwo błędów. Do tego stopnia, że aby się nie załamywać, trzeba świadomie przewartościować negatywne znaczenia niepowodzenia i traktować je raczej jako kolejną okazję do nauki.

Odkrywam, że pisanie ikon to prawdziwy dar od Boga. To wspaniała forma praktyki duchowej, inna niż modlitwa słowna czy myślna, ale w wielu aspektach bardzo jej bliska. Szczerze mogę ją polecić każdemu, kto nie ma specjalnych doświadczeń plastycznych, bo to przede wszystkim cudowna forma spotkania z Jezusem Chrystusem. Dziękuję Bogu za to doświadczenie. Dziękuję o. Jackowi Wróblowi za stworzenie tak wspaniałego miejsca, które skupia tylu szczerych i życzliwych ludzi, chętnych zawsze służyć sobie radą i pomocą. Dziękuję prowadzącej nasze warsztaty, Pani Uli Żakowskiej, za niewyczerpaną cierpliwość w moich nieudolnych próbach odtworzenia tego co nie do końca odtwarzalne, jakimikolwiek środkami wyrazu. Za szczerość i wyrozumiałość, za chęć pomocy i niesłabnącą wiarę że się uda. Niech Bóg miłościwy wam błogosławi.  (Paweł)


Aby obejrzeć szerszą foto relację w warsztatów zapraszamy do naszej galerii na facebooku.


Zdjęcia: Urszula Żakowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.